Brytyjczycy kochają herbatę. Kiedy my Polacy w godzinach popołudniowych sięgamy po kolejną filiżankę kawy, u nich nadchodzi czas na „afternoon tea”, czyli taki mały podwieczorek składający się z kanapek, ciasteczek i herbaty koniecznie z mlekiem. Czasem możecie się również spotkać z wyrażeniem „tea o’clock”, co oznacza zupełnie to samo. Dzisiaj zabiorę Was do miejsca, gdzie „angielską herbatę” podaje się w całkowicie inny sposób…
Co robić w deszczowe i wietrzne styczniowe popołudnie? Koniecznie wybrać się do restauracji, w której nigdy jeszcze wcześniej nie byliście, aby spróbować czegoś nowego! Idąc właśnie tym tokiem myślenia, zarezerwowałam stolik na godzinę pierwszą w Revolución de Cuba. Wybrałam opcję „afternoon tea”, która wydawała mi się bardzo ciekawa, ponieważ proponowała zupełnie coś innego i w ten oto sposób spędziłam cudowne popołudnie w Manchesterze ubiegłego weekendu.
Jak widzicie na załączonym obrazku znacznie różniła się od tradycyjnej „angielskiej herbaty”, o której wspomniałam już na samym początku. Przede wszystkim, w ogóle jej nie podano, a mało tego, zamiast tego pojawiły się wyśmienite tapas w kubańskim stylu z butelką Prosecco i wodą.
Dziś „afternoon tea” serwuje się w zupełnie inny sposób, choć nadal w wielu miejscach możecie spotkać się z jej tradycyjną wersją. Mało tego, każda restauracja podaje ją w innych godzinach (czasem nawet o dziewiętnastej), a także o czym warto pamiętać, lepiej zarezerwować sobie stolik wcześniej, bo może go dla Was po prostu zabraknąć. Kiedyś podwieczorek – dziś powiedziałabym taki lunch z deserem. Wielu Brytyjczyków spędza tak weekendowe popołudnia, a już zwłaszcza „Dzień Matki”, który wypada u nich w marcu, a ja obiecuję, że skoro już tutaj teraz jestem, to będę Wam trochę przybliżała ich kulturę – w końcu z dwuletnią przerwą, mieszkam tutaj aż dziesięć lat :))
Co myślisz o tym wpisie?