Zima w tym roku naprawdę dopisała. Śnieg utrzymywał się nawet w Warszawie przez dłuższy czas, ale to właśnie w mojej rodzinnej miejscowości sypało w lutym najbardziej. Podczas gdy ja biegałam z łopatą, moi znajomi witali już pierwsze promyki słońca i to całkiem blisko mnie – tak mijały mi kolejne dni.
W styczniu na śniadanie jadłam domową granolę, ale w lutym poszłam na łatwiznę i kupiłam musli w Biedronce:
Powiem Wam, że skład ma całkiem przyzwoity (zawsze zwracam na to uwagę, aby nie pochłaniać dodatkowych łyżeczek cukru), bo 45% to płatki zbożowe, a 40% owoce suszone. Oprócz tego 5% siemienia lnianego, 4% kandyzowanego ananasa, 3% pestek dyni i 3% ziaren słonecznika. Smakuje też obłędnie, zwłaszcza z dwoma łyżkami jogurtu i jednym owocem kiwi. Polecam!
Zimowy kadr ze spaceru…
Moja mama dokarmia ptaszki zimą, a pod jej nieobecność, to ja przejęłam jej wszystkie obowiązki…
Odśnieżanie pełną parą…
boots/buty zimowe: DECATHLON (sekcja dziecięca – tak, mają tam nawet rozmiar 38)
Jak odśnieżanie, to tylko w kamizelce, a te dziury w swetrze wcale mi nie przeszkadzały – nie złapałam nawet kataru.
vest/kamizelka: SOULCAL&CO CALIFORNIA
sweather/sweter: PAKUTEN
Uwielbiam przepisy z książki „LUNCHBOX na każdy dzień. Przepisy inspirowane japońskim Bento” Malwiny Bareła. Dzisiaj na kolację wylądowały placki z selera z dipem z pieczonego buraka, a do dekoracji kiełki z rzodkiewki. Polecam!
Co myślisz o tym wpisie?