W tym roku było inaczej, bez tradycyjnej święconki, gotowania i pieczenia do północy, generalnych porządków, czy rodzinnych spotkań. Czy źle? Powiedziałabym inaczej. Tegoroczne Święta Wielkanocne spędziłam jak większość Brytyjczyków. W sobotę rano wsiedliśmy w samochód, a wróciliśmy dopiero w poniedziałkowe popołudnie. Co robiliśmy? Dzisiaj Wam o tym opowiem.
Na samym początku może zacznę od tego, że Święta Wielkanocne w Wielkiej Brytanii nie są takie wyjątkowe jak w Polsce. Kiedy podczas rozmów z Anglikami porównywałam ich do tych bożonarodzeniowych (tylko bez prezentów), wprost zaskakiwałam ich tych porównaniem. Nie wiem, czy wiecie, ale w angielskim kościele katolickim nie ma tradycyjnej sobotniej święconki. Czasem księża organizują ją tylko dla „polskich parafian”. Większość osób pracuje w Poniedziałek Wielkanocny, a także Wielki Piątek, choć zdarza się również, że w pozostałe dni świąteczne również. Dzieci natomiast mają w tym okresie dwutygodniową wiosenną przerwę od szkoły. W niedzielę szuka się czekoladowych jajek w ogrodzie lub parku, obdarowuje słodyczami najbliższych, następnie idzie do kościoła, a później rodziny spotykają się w domu lub idą na tradycyjny wielkanocny obiad zwany „Easter dinner” do restauracji. Nie ma niedzielnego śniadania i śmigusa dyngusa, choć w piątek podobnie jak u nas nie je się mięsa. Powiedziałabym, że te święta traktuje się tutaj bardziej jako odpoczynek, nawet wśród angielskich katolików.
Ze mną w tym roku było podobnie. W Wielki Piątek pracowałam do dziewiętnastej trzydzieści, a w sobotni poranek wyruszyliśmy do Yorkshire. Choć początkowo mieliśmy spędzić dwa dni na campingu, to pogoda w ostatnim momencie pokrzyżowała nam trochę plany i pod namiotem spaliśmy tylko jedną noc. Drugą natomiast w hotelu z tradycyjnym wielkanocnym obiadem. Po późnym poniedziałkowym śniadaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
Był namiot, śniadanie z widokiem na morze, mój już tradycyjny wielkanocny grill, muzyka na żywo, krótka wizyta w Scarborough (na pewno tu jeszcze wrócimy), basen, odpoczynek i cudowny obiad złożony z trzech dań. Otrzymałam też wielkie czekoladowe jajo :)) Jak na razie to tyle, a po więcej zapraszam Was na następne dwa wpisy, w których opowiem trochę więcej o miejscach, w których byłam.
Mam nadzieję, że spędziliście tegoroczne Święta Wielkanocne równie dobrze jak ja. W tym roku było po angielsku, inaczej, ale według mnie równie dobrze. Do usłyszenia za pięć dni!
widok z pola namiotowego
chiński ogród w Scarborough powoli budzi się do życia po zimie
hotel pod Yorkiem – i pomyśleć, że kiedyś cała ta posiadłość należała do jednej rodziny :))
Co myślisz o tym wpisie?