Dyserth Waterfall – wodospad znajdujący się w północnej Walii

W tym roku w Wielkiej Brytanii mieliśmy aż trzy dłuższe weekendy w maju. Co roku mamy dwa, ale tym razem z okazji koronacji Króla Karola dodatkowo mieliśmy jeszcze jeden. Nie jest to jednak taki sam czas jak Majówka w Polsce. Wiele osób pracuje, a ustawowo wolne dni wybiera sobie później. U mnie pierwsze dwa były robocze w tym roku. Trzeci jednak postanowiliśmy wykorzystać na małą wycieczkę do północnej Walii.

Spakowaliśmy się już w piątkowy wieczór i jeszcze przed godziną dziewiątą w sobotni poranek wyruszyliśmy na trzydniowy weekend. Hotel, a w zasadzie „cottage house” (malutki domek campingowy dla dwóch osób) mieliśmy wynajęty dopiero od czternastej, więc już kilka dni wcześniej zaplanowaliśmy małą wycieczkę do Dyserth Waterfall – wodospadu znajdującego się w okolicy.

sunglasses/okulary przeciwsłoneczne: pamiątka z Eurowizji (znajdowały się w gift bag-u, który otrzymałam na stacji kolejowej w Liverpoolu)

dress/sukienka: SINSAY

bag/torebka: VICTORIA SECRET

trainers/tenisówki: ADIDAS

Wodospad Dyserth Waterfall znajduje się w samym centrum malutkiej wsi o nazwie Dyserth w północnej Walii. Parking choć jest bezpłatny, to jednak bardzo malutki, więc zalecam być tam wcześniej, zanim zjawią się inni turyści. Samo wejście na teren wodospadu jest płatne (pół funta), ale podczas naszej wizyty wstęp był darmowy dla każdego.

Spacer wokół wodospadu zajmie Wam tak myślę jakieś piętnaście minut. Nie jest to jednak trasa, w którą zabierzecie wózek z dzieckiem. Oczywiście wokół Dyserth Waterfall znajdują się ławeczki, gdzie można odpocząć, a nawet urządzić sobie piknik, niemniej jednak sam spacer wokół wodospadu, to głównie kamieniste stopnie. Czy warto wybrać się na małą wędrówkę? Oczywiście, że tak! Jeśli tylko możecie, jak najbardziej polecam!

Dla nas piętnastominutowy spacer wydawał się jednak trochę za krótki. Znalazłam więc w Internecie trochę dłuższą trasę po okolicy, ale nie będę Wam jej tutaj polecać. Sam artykuł wydawał się bardzo ciekawy, niemniej jednak już przy czwartym punkcie się zgubiliśmy. Łąka miała dwie bramki, a my za bardzo nie wiedzieliśmy którą wybrać. Wybór padł na tę z prawej strony i tak trochę błądząc między polami i lasem znaleźliśmy szlak prowadzącego do sąsiedniej miejscowości. Jednak gdzieś tak w połowie zdecydowaliśmy się zawrócić jak inni turyści. Czy było warto? Na pewno ciekawie! Czułam się momentami jak w mojej rodzinnej miejscowości latem. Kwitnące łąki, zwierzęta pasące się na pastwiskach, upalny dzień – to moje cudowne wspomnienia z dzieciństwa…

Co myślisz o tym wpisie?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Brak komentarzy.